czwartek, 29 października 2015

Ulubieńcy października



Zbliża się listopad, zatem czas na ulubione kosmetyki października. W tym miesiącu moimi faworytami były: balsam do ciała, maska na noc, maść i dwie szminki z tej samej kolekcji.




Mój nr 1. To czego szu­ka­łam od lat, ale nie wie­dzia­łam, że jest tak bli­sko! Maść z wita­miną A. Zwy­kła tłu­sta maść, która ratuje życie, a przy­naj­mniej usta. W paździer­niku wybra­łam się na week­end w Tatry. Trudne warunki, takie jak wiatr, słońce, zimne powie­trze, spra­wiły, że moje usta były jakimś kosz­ma­rem. Dosłow­nie. Popę­kane i bar­dzo suche. W dodatku, praw­do­po­dob­nie z osła­bie­nia orga­ni­zmu, dosta­łam opryszczki. Nie mogę się wtedy sma­ro­wać pomad­kami w sztyf­cie, ponie­waż użyte raz, są już zaka­żone. Poszu­ki­wa­łam cze­goś co mogła­bym zaapli­ko­wać pal­cem, nie jest dro­gie, a w dodatku sku­teczne. I zna­la­złam. Pole­cam każ­demu, zwłasz­cza w okre­sie jesienno-zimo­wym. Można ją sto­so­wać rów­nież na ręce (cho­ciaż dla mnie jest chyba za tłu­sta — lubię kremy, które wch­ła­niają się szyb­ciej). Można jej uży­wać rów­nież na stopy, kolana, łok­cie. Wita­mina A przy­spie­sza goje­nie się ran. Dostępna w każ­dej aptece, cena to około 4 zł. Są dwa warianty zapa­chowe — ten poni­żej jest bar­dziej che­miczny, świeży (przy­jemny, nie­okre­ślony zapach) i innej firmy — cytry­nowy.


Bal­sam, który kupi­łam na Made­rze i powoli go koń­czę. Przy­wo­łuje dobre wspo­mnie­nia waka­cji. Przy­pad­nie do gustu oso­bom, które lubią kosme­tyki natu­ralne. Bal­sam ma dość rzadką kon­sy­sten­cję. Ma świeży, przy­jemny zapach, który nie utrzy­muje się na skó­rze długo. Jest dostępny w Pol­sce w wybra­nych dro­ge­riach np. Mary­sieńka, albo przez inter­net.


Zosta­jąc w tema­cie pie­lę­gna­cji, przed­sta­wiam Wam maskę z kwa­sem hia­lu­ro­no­wym i argi­re­liną (trudne słowo) do twa­rzy na noc. Dosta­łam ten pro­dukt w Shi­ny­Box, jej koszt bez­po­śred­nio u pro­du­centa, to około 75 zł za 30 ml. Cudów nie zdziała, ale wydaję mi się, że po oczysz­cze­niu twa­rzy i nało­że­niu jej, moja skóra jest bar­dziej miękka. W dodatku, maska jest bar­dzo wydajna. Uży­wam jej codzien­nie od dwóch mie­sięcy i końca nie widać.



Na koniec, wisienka na tor­cie. Szminki od Gol­den Rose — seria Velvet Matte nr 11 i nr 02. Matowe, ale roz­pro­wa­dzają się łatwo. Pig­men­ta­cja w tych pomad­kach to sza­leń­stwo (dodam, że kosz­tują około 12 zło­tych). Za tę cenę możemy wybie­rać i wybie­rać… A jest z czego. Gama kolo­ry­styczna jest bar­dzo sze­roka i każdy znaj­dzie coś dla sie­bie. Ja wybra­łam dwa odcie­nie, które pre­zen­tuję niżej. Po lewo nr 11 czyli piękna, soczy­sta mali­nowa czer­wień. Mnie przy­po­mina odro­binę odcień All fired up Maca. I po prawo nr 02, mój kolor na co dzień. Pasuje do każ­dego typu urody. Bar­dzo uni­wer­salny kolor.
Na zdjęciu poniżej, pomadki powinny być na odwrót. 


 I to już koniec ulubieńców. Na podobny post z tej serii zapraszam za miesiąc. Rozkoszujcie się listopadem.




6 komentarzy:

  1. Miałam zel pod prysznic z Aloe Vera i byłam bardzoz adowolona, nawilzał tak, ze nie potrzebowałam balsamu :) Piękny kolor pomadki z GR <3
    ps. zostaje na dłużej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Można ten żel dostać gdzieś stacjonarnie, czy tylko przez Internet? Marka niezbyt znana, ale jak widać ma dobre produkty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Maść z vit. A to prawdziwy dar niebios :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Maści nigdy nie używałam, ale chyba się w końcu do niej przekonam :)
    Co do szminek - pięknie wyglądają na ustach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny kolor pomadek! Muszę spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ładna ta szminka o jaśniejszym odcieniu, pewnie sobie sprawię :)

    OdpowiedzUsuń