Zbliża się listopad, zatem czas na ulubione kosmetyki października. W tym miesiącu moimi faworytami były: balsam do ciała, maska na noc, maść i dwie szminki z tej samej kolekcji.
Mój nr 1. To czego szukałam od lat, ale nie wiedziałam, że jest tak blisko! Maść z witaminą A. Zwykła tłusta maść, która ratuje życie, a przynajmniej usta. W październiku wybrałam się na weekend w Tatry. Trudne warunki, takie jak wiatr, słońce, zimne powietrze, sprawiły, że moje usta były jakimś koszmarem. Dosłownie. Popękane i bardzo suche. W dodatku, prawdopodobnie z osłabienia organizmu, dostałam opryszczki. Nie mogę się wtedy smarować pomadkami w sztyfcie, ponieważ użyte raz, są już zakażone. Poszukiwałam czegoś co mogłabym zaaplikować palcem, nie jest drogie, a w dodatku skuteczne. I znalazłam. Polecam każdemu, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym. Można ją stosować również na ręce (chociaż dla mnie jest chyba za tłusta — lubię kremy, które wchłaniają się szybciej). Można jej używać również na stopy, kolana, łokcie. Witamina A przyspiesza gojenie się ran. Dostępna w każdej aptece, cena to około 4 zł. Są dwa warianty zapachowe — ten poniżej jest bardziej chemiczny, świeży (przyjemny, nieokreślony zapach) i innej firmy — cytrynowy.
Balsam, który kupiłam na Maderze i powoli go kończę. Przywołuje dobre wspomnienia wakacji. Przypadnie do gustu osobom, które lubią kosmetyki naturalne. Balsam ma dość rzadką konsystencję. Ma świeży, przyjemny zapach, który nie utrzymuje się na skórze długo. Jest dostępny w Polsce w wybranych drogeriach np. Marysieńka, albo przez internet.
Zostając w temacie pielęgnacji, przedstawiam Wam maskę z kwasem hialuronowym i argireliną (trudne słowo) do twarzy na noc. Dostałam ten produkt w ShinyBox, jej koszt bezpośrednio u producenta, to około 75 zł za 30 ml. Cudów nie zdziała, ale wydaję mi się, że po oczyszczeniu twarzy i nałożeniu jej, moja skóra jest bardziej miękka. W dodatku, maska jest bardzo wydajna. Używam jej codziennie od dwóch miesięcy i końca nie widać.
Na koniec, wisienka na torcie. Szminki od Golden Rose — seria Velvet Matte nr 11 i nr 02. Matowe, ale rozprowadzają się łatwo. Pigmentacja w tych pomadkach to szaleństwo (dodam, że kosztują około 12 złotych). Za tę cenę możemy wybierać i wybierać… A jest z czego. Gama kolorystyczna jest bardzo szeroka i każdy znajdzie coś dla siebie. Ja wybrałam dwa odcienie, które prezentuję niżej. Po lewo nr 11 czyli piękna, soczysta malinowa czerwień. Mnie przypomina odrobinę odcień All fired up Maca. I po prawo nr 02, mój kolor na co dzień. Pasuje do każdego typu urody. Bardzo uniwersalny kolor.
Na zdjęciu poniżej, pomadki powinny być na odwrót.
I to już koniec ulubieńców. Na podobny post z tej serii zapraszam za miesiąc. Rozkoszujcie się listopadem.
Miałam zel pod prysznic z Aloe Vera i byłam bardzoz adowolona, nawilzał tak, ze nie potrzebowałam balsamu :) Piękny kolor pomadki z GR <3
OdpowiedzUsuńps. zostaje na dłużej!
Można ten żel dostać gdzieś stacjonarnie, czy tylko przez Internet? Marka niezbyt znana, ale jak widać ma dobre produkty.
OdpowiedzUsuńMaść z vit. A to prawdziwy dar niebios :)
OdpowiedzUsuńMaści nigdy nie używałam, ale chyba się w końcu do niej przekonam :)
OdpowiedzUsuńCo do szminek - pięknie wyglądają na ustach :)
Piękny kolor pomadek! Muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładna ta szminka o jaśniejszym odcieniu, pewnie sobie sprawię :)
OdpowiedzUsuń